Reklamy

Propozycja duetu z Nairobi to totalna dźwiękowa anarchia. Ciężko znaleźć coś równie oryginalnego.

Gdy na początku lutego wybierałem się na imprezę Nyege Nyege x Unsound, nie wiedziałem nic o zespole Duma. Jedyne dostępne informacje mówiły o tym, że pochodzący z Kenii duet zajmuje się łączeniem grindcore’u z elektronicznymi eksperymentami. Zachęcony opisem na próżno szukałem ich muzyki w sieci. Kiedy jednak stawiłem się pod sceną w warszawskim Pogłosie (tak, to było w pięknych i odległych czasach, gdy można było normalnie wyjść na koncert), już po kilku sekundach uderzyła mnie fala uderzeniowa zdzierająca skórę i mięśnie z twarzy. Muzyka Dumy to zjawisko – wybuchowe i rytualne. Zakorzenione w black metalowych i grindcore’owych tradycjach, ale zalane magmą post-industrialnej elektroniki. Oczywiście, Kenijczycy nie są pierwszymi, którzy podejmują podobne próby. Ten kierunek podejmował już m.in. kilkukrotnie Prurient, a Fire-Toolz co kilka miesięcy wynurza się z albumem, którzy łączy opętańcze wrzaski z vaporwave’owymi oparami i IDM-ową precyzją. Duma robi to jednak jeszcze inaczej, czego dowodem jest ich pierwszy singiel zapowiadający nadchodzący płytowy debiut – „Lionsblood”. To 150 sekund czystego dźwiękowego obłędu, który trzeba doświadczyć na własnych uszach.

Uwaga, poniższy klip zawiera błyskające światła i nie jest odpowiedni dla osób chorych na epilepsję.

Żyjecie jakoś po odsłuchu? Jeśli chcecie więcej, to wystarczy już tylko odrobina cierpliwości. Debiutancki album Dumy (po prostu Duma) ukaże się nakładem, kultowej wytwórni z Ugandy, Nyege Nyege Tapes już 7 sierpnia. Równie hipnotyzującą co „Lionsblood”, okładkę longplaya znajdziecie poniżej:

WIĘCEJ